Koszmar hodowlany

2010-09-06  Marek Trzaska

Z pewnością jest wiele kwestii dotyczących hodowli gołębi, które doprowadzają hodowców na skraj wytrzymałości; brak skuteczności w lotach, adeno młodych, problemy hodowlane oraz finansowe… natomiast jeden z nich jest wyjątkowo dokuczliwy – straty gołębi młodych; nawet dla wieloletnich hodowców są powodem rezygnacji z hodowli , młodzi rezygnują często już po 2-3 sezonach.
Wiele lat temu, jak dla mnie to 20-25,; niewielu hodowców zwłaszcza młodych miało samochody, treningi nie były zbyt popularne, dojścia do medykamentów niemal żadne. Sam jako nastolatek nieraz z kolegą zapinałem kosz na bagażnik roweru charakterystyczną gumą z bagażnika dachowego Malucha mojego taty i jechaliśmy kilka-kilkanaście kilometrów w stronę północnego zachodu by wypuścić swoje młode; jedynym środkiem był chyba avimetronid, lub coś oleistej konsystencji, co tato kolegi przynosił mi z fermy drobiu. Po kilku takich treningach młode były w naszej opinii całkiem dobrze przygotowane, w prawdzie nie było ich zbyt wiele – zazwyczaj 25-30 ale o masowych stratach młodych nikt nie słyszał.
Czasy się zmieniają, z pewnością współczesnego życia nie da się porównać do tego sprzed 20-30 lat, mamy samochody, Internet, telefon w kieszeni oraz dostęp do całego świata; tak jak i naszego życia nie da się również porównać naszego sportu gołębiarskiego.
Obecnie już przed sezonem wielu hodowców nawet nie trenując odnotowuje straty w młodych 50% i więcej.
Był moment, że można było powiedzieć; sam byłem takiego zdania, że powodem są sieci komórkowe, radary, wzmożona aktywność lotnicza, przecież tego wcześniej nie było.
Jednak patrząc z perspektywy lat myślę, że ta teoria nie może się obronić, gdyż bywają udane sezony pomiędzy sezonami tragicznymi, tak jak i bywają udane loty, pomiędzy lotami tragicznymi, podczas gdy ta cała nowoczesna technika funkcjonuje dzień i noc 24h/dobę, 12 miesięcy w roku.

Co dziwniejsze, że straty przy domu, czy też na lotach odnotowuje niemal każdy:

  • hodowcy, którzy trenują niemal dziennie, oraz Ci co niemal nie trenują wcale,
  • hodowcy, którzy hodują młode zimowe, oraz Ci co hodują je na wiosnę,
  • hodowcy, którzy prowadza hodowle metodą naturalną, jak i Ci co mają sporą wiedzę „medyczna”
  • również hodowcy przeciętni, jak i Ci, którzy zdobywają mistrzostwo w lotach gołębi starych; a przecież Ci powinni wiedzieć w jakim zdrowiu i kondycji mają swoje młode.

Co gorsze, nie da się tego również ułożyć terytorialnie, straty są na północy, w centrum i na południu Polski. Są oddziały gdzie nim zaczął się sezon już było po lotach, gdyż 1-2 loty treningowe zdziesiątkowały stada, a na przykład oddział sąsiedni w tym samym czasie odnotował minimalne straty i po 3 locie konkursowym % wkładanych gołębi niewiele odbiega od lotu nr 1.

Wygląda na to, że najwięcej gołębi ginie w lotach oraz treningach pomiędzy 15-150km zwłaszcza w pierwszej połowie sierpnia, kiedy to często można zobaczyć czyste, błękitne niebo. Taka piękna pogoda dla ludzi zazwyczaj jest zdradliwa dla naszych gołębi.

W mojej ocenie również bardzo niebezpieczna w takie „błękitne dni” przy lotach 60-200km jest bardzo duża rosa, która jest efektem dużej amplitudy temperatur dzień/noc.
W takie „błękitne dni” wcześnie rano niebo jest bardzo przejrzyste, każdy jest pełen optymizmu, że lot będzie udany, że zobaczy stadem nadlatujące swoje młode; w międzyczasie nie omieszka kilka razy zadzwonić do lotowego by go popędzić z wypuszczeniem. Niestety sytuacja zazwyczaj zmienia się bardzo szybko; słońce ogrzewa łąki i lasy, a rosa przypominająca rozlane wiadro wody w trawie zaczyna parować tworząc mgłę, która w połączeniu z ciepłym już powietrzem unosi się tworząc tak zwane „mleko” na niebie (mgła adwekcyjna). Mgły adwekcyjne mogą mieć do kilkuset metrów grubości i są długotrwałe. Zanikają gdy masa powietrza ulegnie wymianie.





Młode będące już w połowie trasy nagle tracą orientację, gdyż unoszące się tumany pary oraz mgły zasłaniają im znane punkty orientacyjne. Nie widząc znanego im punktu, gdyż takiego rodzaju mgły zazwyczaj rozciągają się dziesiątki-setki kilometrów; lecą bezwiednie do wyczerpania. Trafiają zazwyczaj te, które po prostu przypadkowo znajdą się w okolicy, lub te, które znajdą prześwit na niebie. Widząc takiego młodego po owrocie wydaje się jakby zrobił 800km lub właśnie wyciągnięto go z pralki.

Jadąc 23 sierpnia (1-2) dni po „czarnej niedzieli” w kierunku Olszyny około 7 rano miałem okazję właśnie coś takiego zaobserwować. Niestety nie posiadałem odpowiedniego sprzętu, ale mimo tego i tak dość dobrze widać to co mam na myśli.












Z doświadczenia wiem że, im lot krótszy, tym pogoda oraz widoczność na całej trasie przelotu musi być kryształowa, nie należy tego mylić ze słoneczną pogodą, może nawet być pochmurno, oraz może padać przelotny deszcz, lecz pułap chmur musi być wysoki a widoczność przynajmniej od kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów.

Oczywiście każdy ma prawo do własnej teorii porażki naszych młodzików , a moja jest właśnie taka.

Dobry Lot!!
© C O P Y R I G H T S 2009: WWW.SUPERHODOWCA.PL

1053671